wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział I ~ nowy nauczyciel, sprawdzian czyli dzień jak co dzień

Dzień jak co dzień. Wstaję z łóżka, idę do kuchni, pożeram niewyobrażalne ilości płatków kukurydzianych i idę na taras czytać książkę. Lecz tegoż właśnie normalnego dnia, miało się zdarzyć coś, co na zawszę zmieni moje życie. No i tak właśnie się stało, ale w momencie, w którym się nie spodziewałam ...
Jak zawsze poszłam do szkoły, która była dwadzieścia minut od mojego domu. Po drodze usiłowałam powtórzyć sobie co nieco z polskiego, bo na drugiej lekcji mieliśmy mieć sprawdzian. Z zaczytania wyrwał mnie telefon. Mama.
- Cześć Helenko, czy już doszłaś do szkoły?
- Nie mamo, jakbym dotarła, to bym ci przecież dała znać, zawszę tak robię ...
- No wiem, ale mogłaś tym razem zapomnieć przez ten sprawdzian z polskiego.
- Mamo, dopiero co wyszłam z domu. Musiałabym mieć teleporter, żeby móc się tam z taką prędkością przenieść...
- No dobrze już, dobrze. Daj znać jak będziesz w szkole.
Mama z zawodu była terapeutką, więc jak nie było w danej chwili klientów, dzwoniła do mnie. Nie ważne, czy jest lekcja, czy przerwa, telefon muszę mieć przy sobie 24 godziny na dobę.
W końcu doszłam do szkoły. Z zewnątrz wyglądała tak, jakby miała ze sto czy nawet więcej lat. Żaden nauczyciel nie widział potrzeby robienia tu jakiegokolwiek remontu, więc szkoła z żółtej (bo z różnych opowieści wiem, że była niegdyś żółta) zrobiła się zgniło-zielono-szara.
Kiedy weszłam do szkoły było jeszcze dziewięć minut do lekcji. Nagle, ktoś się na mnie od tyłu uwiesił. Nie musiałam się odwracać, by wiedzieć kto to.
- Wiktor, nie uwieszaj się tak na mnie! Wiesz, że od tygodnia mnie bolą plecy ...
- Oj no wiem ... Ale po prostu tak się cieszę, że po tych trzech dniach nieobecności w szkole znowu jesteś!- i pocałował mnie w policzek. Wiktor to mój chłopak. Chodzimy ze sobą od półtora roku. Bywa nieznośny, ale można na nim zawsze polegać. Wiele razy już mi pomógł w różnych sytuacjach.
Za trzy minuty początek lekcji. Pobiegłam szybko do klasy i zastałam tam parę moich koleżanek. Przywitałam się z nimi i usiadłam w swojej ławce równo z dzwonkiem. Zamiast nauczycielki od biologii do klasy wszedł jakiś ... mężczyzna ?!? Ani go nie znałam, ani go od razu nie polubiłam. Wydawał mi się jakiś dziwny ... W klasie także zrobił się szum. Spytałam kolegi, który siedział obok mnie w ławce
- Igor, wiesz kto to jest?
- O to samo chciałem właśnie zapytać ciebie.
- On mi się nie podoba. I nie chodzi tu tym razem o moje uprzedzenia do mężczyzn, tylko ...- nie zdążyłam dokończyć, bo ów mężczyzna postanowił się przedstawić.
- Jestem Lo... znaczy Marek Lauf. Dziś to ja prowadzę z wami lekcję.
Mówiąc to usiadł w fotelu nauczycielskim. Po chwili poprosił.
- A teraz niech każdy się przedstawi, jak ma na imię i na nazwisko.
No o wszyscy po kolei się przedstawiali, lecz jak doszło do mnie, to nawet nie wstałam z krzesła, tylko powiedziałam.
- Skoro musi się tego Pan ode mnie dowiedzieć, a nie zajrzeć do dziennika to już powiem. Nazywam się Helen James. I jak będzie Pan czytał listę, to proszę mnie wyczytać tylko po imieniu.- i zamilkłam, widząc, że chyba każdy w klasie patrzy się na mnie z niedowierzaniem. Usłyszałam szepty ,, Jak ona może się tak zwracać do nauczyciela?", ,, Ona chyba nie wie, co to pokora" Ale Pan Lauf zareagował na to bardzo spokojnie.
- Rozumiem Heleno, nie musisz się tak denerwować.
Mówiąc to uśmiechnął się w sposób, który zdecydowanie mi się nie podobał. Lecz jak się później okazało, to był zaledwie początek nowości, które miały potem zmienić wszystko w moim życiu ...



1 komentarz: