wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział I cz. 3 ~ zmiany

Pierwsza noc w domu dziecka okazała się nie taka łatwa, jak mi się zdawało. Do trzeciej nad ranem nie mogłam w ogóle zasnąć. Rozmyślałam o mamie i o szkole, a przede wszystkim o tym, kto mógł podpalić mój dom. Tak, to pytanie było najważniejsze. Cały czas miałam przed oczami to wydarzenie sprzed zaledwie kilkunastu godzin. I te płomienie. One były ... zielone? Albo mi pamięć nawala, albo rzeczywiście one były zielone. 
W końcu udało mi się zasnąć, ale już po chwili obudziłam się z krzykiem. Już więcej nie zmrużyłam oczu tej nocy.

 ***

Poszłam do szkoły. Po raz pierwszy się spóźniłam. I to 20 minut. Gdy wyjaśniłam nauczycielce, co się stało poprzedniego dnia, postanowiła nie dręczyć mnie odpowiedziami przed tablicą i temu podobnym wysiłkiem. Jeszcze nigdy nie byłam tak przygnębiona na lekcji hemii, biologi czy nawet francuskiego, choć była to moja ulubiona lekcja. Wszyscy moi przyjaciele składali mi kondolencje, mówili, że wszystko się ułoży ale nie pomagało mi to. Gdy wróciłam z powrotem do domu dziecka, dotarło do mnie, że nie chcę tutaj spędzić tych kilku lat, aż będę pełnoletnia. Wtedy postanowiłam, że zrobię coś, co być może może skomplikować moje życie, pewnie nie będzie na początku mi łatwo, ale poradzę sobię.
Postanowiłam uciec z domu dziecka, i rozpocząć życie na ulicy. Byłam tego pewna.


---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Z góry pszepraszam, że taki krótki rozdział, ale wena mnie opuściła całkowicie.

Lokia

czwartek, 16 lipca 2015

Rozdział I cz.2 ~ zdarzenie, od którego wszystko się zmieniło

Już po sprawdzianie z polskiego. Gdy wychodziłam z sali podbiegła do mnie Monika.
- Hej! Nie pędź tak! Helen, jak ci poszedł ten sprawdzian?
- Jestem dobrej myśli. A ty? Jak sobie z nim poradziłaś? Wiem, że do tego testu przygotowywałaś się dwa tygodnie.
- Pfff. Totalna klapa. Z dwudziestu zadań dobrze zrobiłam chyba z pięć ... Ale nie ważne. Widziałaś jak ten nowy nauczyciel, Pan Lif ...
- Lauf - poprawiłam ją
- A no właśnie, jak ten Pan Lauf się uśmiechnął na to twoje gadanie? Nie wiem jak ty, ale dla mnie to było z lekka dziwne ...
- Dokładnie sobie pomyślałam to samo ... On mi się wydaje jakiś ... Nawet sama nie potrafię tego ująć. Po prostu mi nie pasuje.
Gdy lekcje się skończyły, Poszłam z moją koleżanką, Natalią, na lody. Po drodze rozmawiałyśmy na różne tematy. Jej także ten cały Pan Lauf nie pasował. Kiedy już wybrałyśmy smaki lodów, Natalia zapytała.
- Nie tak długo jest Dzień ojca ... Nie robi ci się smutno co roku w ten dzień? Nigdy cię nie widziałam przygnębionej z tej okazji, a znamy się już od tylu lat.
- Trochę jestem wtedy nie w sosie, ale powtarzam sobie, że mój ojciec to palant, skoro mnie zostawił, nim się w ogóle urodziłam i że najwidoczniej nie był mnie wart.
Nie mam ojca. Nigdy go nawet nie widziałam. Nie ma żadnych jego zdjęć. Po prostu nic. Porzucił mnie i mamę nim się w ogóle narodziłam. Był to najzwyklejszy tchórz.
Pożegnałam się z Natalią i powędrowałam w stronę domu. Gdy tak szłam sobie wzdłuż ulicy, zauważyłam dym. Chwilę później obok mnie przejechała karetka i straż pożarna. Dopiero po paru minutach do mnie dotarło, że oba wozy stanęły dokładnie pod moim domem. Zaczęłam biec i gdy dotarłam na miejsce pierwsze co zrobiłam, to było pytanie : gdzie jest moja mama?!. Pytałam każdego, ale nikt nie znał odpowiedzi. Strażacy ugasili pożar, ale z budynku i tak mało co zostało. Byłam wstrząśnięta. I załamana. Mama była jedyną osobą z mojej rodziny. Jednym słowem straciłam prawie wszystko, co miałam. Zdążyłam jeszcze podbiec do policjanta i zapytać
- Czy wiadomo, jak do tego doszło? Chyba dom nie zaczął się tak sam z siebie palić?
- Twierdzimy, że to było podpalenie- powiedział policjant i odjechał. Jedyne co mi przeszło w tamtym momencie przez myśl to, że nie mogę się czuć bezpieczna, już nigdy. 

wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział I ~ nowy nauczyciel, sprawdzian czyli dzień jak co dzień

Dzień jak co dzień. Wstaję z łóżka, idę do kuchni, pożeram niewyobrażalne ilości płatków kukurydzianych i idę na taras czytać książkę. Lecz tegoż właśnie normalnego dnia, miało się zdarzyć coś, co na zawszę zmieni moje życie. No i tak właśnie się stało, ale w momencie, w którym się nie spodziewałam ...
Jak zawsze poszłam do szkoły, która była dwadzieścia minut od mojego domu. Po drodze usiłowałam powtórzyć sobie co nieco z polskiego, bo na drugiej lekcji mieliśmy mieć sprawdzian. Z zaczytania wyrwał mnie telefon. Mama.
- Cześć Helenko, czy już doszłaś do szkoły?
- Nie mamo, jakbym dotarła, to bym ci przecież dała znać, zawszę tak robię ...
- No wiem, ale mogłaś tym razem zapomnieć przez ten sprawdzian z polskiego.
- Mamo, dopiero co wyszłam z domu. Musiałabym mieć teleporter, żeby móc się tam z taką prędkością przenieść...
- No dobrze już, dobrze. Daj znać jak będziesz w szkole.
Mama z zawodu była terapeutką, więc jak nie było w danej chwili klientów, dzwoniła do mnie. Nie ważne, czy jest lekcja, czy przerwa, telefon muszę mieć przy sobie 24 godziny na dobę.
W końcu doszłam do szkoły. Z zewnątrz wyglądała tak, jakby miała ze sto czy nawet więcej lat. Żaden nauczyciel nie widział potrzeby robienia tu jakiegokolwiek remontu, więc szkoła z żółtej (bo z różnych opowieści wiem, że była niegdyś żółta) zrobiła się zgniło-zielono-szara.
Kiedy weszłam do szkoły było jeszcze dziewięć minut do lekcji. Nagle, ktoś się na mnie od tyłu uwiesił. Nie musiałam się odwracać, by wiedzieć kto to.
- Wiktor, nie uwieszaj się tak na mnie! Wiesz, że od tygodnia mnie bolą plecy ...
- Oj no wiem ... Ale po prostu tak się cieszę, że po tych trzech dniach nieobecności w szkole znowu jesteś!- i pocałował mnie w policzek. Wiktor to mój chłopak. Chodzimy ze sobą od półtora roku. Bywa nieznośny, ale można na nim zawsze polegać. Wiele razy już mi pomógł w różnych sytuacjach.
Za trzy minuty początek lekcji. Pobiegłam szybko do klasy i zastałam tam parę moich koleżanek. Przywitałam się z nimi i usiadłam w swojej ławce równo z dzwonkiem. Zamiast nauczycielki od biologii do klasy wszedł jakiś ... mężczyzna ?!? Ani go nie znałam, ani go od razu nie polubiłam. Wydawał mi się jakiś dziwny ... W klasie także zrobił się szum. Spytałam kolegi, który siedział obok mnie w ławce
- Igor, wiesz kto to jest?
- O to samo chciałem właśnie zapytać ciebie.
- On mi się nie podoba. I nie chodzi tu tym razem o moje uprzedzenia do mężczyzn, tylko ...- nie zdążyłam dokończyć, bo ów mężczyzna postanowił się przedstawić.
- Jestem Lo... znaczy Marek Lauf. Dziś to ja prowadzę z wami lekcję.
Mówiąc to usiadł w fotelu nauczycielskim. Po chwili poprosił.
- A teraz niech każdy się przedstawi, jak ma na imię i na nazwisko.
No o wszyscy po kolei się przedstawiali, lecz jak doszło do mnie, to nawet nie wstałam z krzesła, tylko powiedziałam.
- Skoro musi się tego Pan ode mnie dowiedzieć, a nie zajrzeć do dziennika to już powiem. Nazywam się Helen James. I jak będzie Pan czytał listę, to proszę mnie wyczytać tylko po imieniu.- i zamilkłam, widząc, że chyba każdy w klasie patrzy się na mnie z niedowierzaniem. Usłyszałam szepty ,, Jak ona może się tak zwracać do nauczyciela?", ,, Ona chyba nie wie, co to pokora" Ale Pan Lauf zareagował na to bardzo spokojnie.
- Rozumiem Heleno, nie musisz się tak denerwować.
Mówiąc to uśmiechnął się w sposób, który zdecydowanie mi się nie podobał. Lecz jak się później okazało, to był zaledwie początek nowości, które miały potem zmienić wszystko w moim życiu ...



niedziela, 12 lipca 2015

~~ Wstęp ~~

Przestrzeń. I czerń. Nic więcej nie mogłabym powiedzieć o tym, co właśnie wtedy widziałam.I jak się czułam. Gdzie by nie spojrzeć, czerń. Rozejrzałam się dookoła siebie. Czy ktoś tu jeszcze jest oprócz mnie? A tak w ogóle to gdzie ja jestem? Takie myśli chodziły mi wtedy po głowie. Ałłł ! Nagle poczułam koszmarny ból w szyi, zaczęło mi braknąć tchu, nie mogłam wziąć porządnego oddechu, żadnego oddechu. Zaczęłam się dusić. Padłam na podłogę, trzymając się za gardło. Nie wiedziałam co robić. Ból rósł z sekundy na sekundę. Traciłam przytomność ...
- Helen ! Helen, obudź się! Co się dzieje!?

***